Relacje

wtorek, 18 sierpnia 2020

Szlak żółty – Dynów – Siedliska – 133 km

Plan był prosty - sobota 5:17 wsiadam do pociągu w kierunku Rzeszowa, 7:10 przesiadka na busa do Dynowa. Ok 8:15 odpalam GPSa i lecę szlakiem w kolorze żółtym w kierunku Siedlisk, gdzie ponownie wsiadam do pociągu wracając do Tarnowa. Wydawało się proste i szybkie.....no właśnie wydawało się.

Spacer tym szlakiem od dawna leżał w mojej zamrażarce pomysłów, czekając na dogodny termin. Bliskość od Tarnowa, stosunkowo łatwa logistyka dojazdu i powrotu sprawiała wrażenie, że będzie to szybka imprezka. Gdy tylko trafiła się okazja to całość przygotowania sprowadziło się do sprawdzenia pociągów, busa z Rzeszowa do Dynowa i wrzuceniu kilku rzeczy do plecaka.

Dotarcie do Dynowa nie sprawiło trudności więc pozostało tylko zrobić tradycyjne zdjęcie przy kropce i ruszyć na szlak. Pierwsze miłe zaskoczenie spotyka mnie już po 2 km gdy trasa schodzi z drogi asfaltowej w pola. Wspominając szlak niebieski z Tarnowa na Wielki Rogacz, gdzie prawie przez 100km tłukłem się asfaltem dla mnie to jest bardzo dobra wiadomość.

Druga dobra wiadomość - lekkie chmurki i wiaterek sprawiają że gorąco dnia jest jakby znośniejsze.

Trzecia pozytywna rzecz – szlak wygląda na niedawno odnawiany i jest tak dobrze oznakowany, że nie trzeba sięgać po nawigację. Postanawiam przełączyć ją w tryb oszczędzania energii przy okazji rzucając okiem na mapę.... chwila dlaczego na GPSie jestem daleko poza trasą? Szlak został zmieniony? Zaczyna się robić ciekawie i to już na od 5 km.

O tym, że nie jest to oblegana trasa dowiaduję się na 10km na podstawie stanu ścieżki, a w zasadzie jej braku. Całkowicie zarośnięty wąwóz przez który trzeba się przedrzeć. Bardzo łatwo jest przeoczyć skręt szlaku do wąwozu, ale jak już się do niego wejdzie - to otrzymamy w pakiecie: pokrzywo-terapię, mokre i ubłocone buty, chaszcze miejscami ponad głowę...... i setki komarów.



Jakby ktoś nie zauważył to zdjęcia powyżej przedstawiają ścieżkę dokładnie na wprost. Wysokość roślinności oceńcie sami. Nie był to długi odcinek, ale trochę czasu zajęło przedarcie się.

Za miejscowością Ujazdy trafi się fajna szutrówka idealna do zbiegu. Jest taka super, że dopiero po kilometrze łapię, że dawno szlaku nie widziałem. Oczywiście na GPSie przebiega całkiem gdzie indziej :-(. Niestety trzeba wrócić i to co przed chwilą było fajnym zbiegiem teraz stało się dłużącym kilometrowym powrotem. Motywacja do szybszego przemieszczania się jakoś znikła. Co z tego że szybciej biegnę jak przez chwilę nieuwagi dokładam gratisowe kilometry.

Kolejne kilometry uciekają, a plecak zaczyna być coraz lżejszy. Niestety widoków na uzupełnienie picia brak. Oprócz rozglądania się za znaczkami szlaku dochodzi jeszcze rozglądanie się za kimś, kogo będzie można poprosić o wodę. Jak na złość nie widać nikogo, a wszystkie domy wyglądają jak opuszczone. Na szczęście niedaleko miejscowości Czudec nareszcie trafiam na studnię z kranikiem Napełniam tylko połowę bukłaka z czego większość od razu wypijam W końcu już niedługo zaleję bukłak zimna colą popijając równie zimne piwko. Miejscowość Czudec jest na tyle duża, że pomimo święta coś powinno być otwarte :-).

1,5 km dalej już wiedziałem, że nici z zimnego piwka. Nie dość że, szlak w ogóle nie zahaczał o miejscowość to na dodatek jakiś żartowniś zamalował oznaczenia. Chwilę się kręcę nie mogąc zdecydować który wariant jest prawidłowy. Trzeba będzie doliczyć 1,5km do całkowitego rachunku.  Pusty bukłak uzupełniam pod mostem

Kolejny fragment to jedna wielka nieznana. Track z GPS odchodzi całkiem w bok i kierować się można tylko oznakowaniem, którego o na polach jest niewiele. Taki trochę marsz w nieznane, gdy na każdym skrzyżowaniu dróg na polu zastanawiasz się którą opcję wybrać.

Na trasie jak do tej pory nie spotkałem nikogo z kategorii pieszej turystycznej, była co prawda kategoria rekreacyjna ;-) . Jedna para w lesie, która gdy mnie zobaczyła zaczęła tak szybko uciekać że ledwo zdążyli pozbierać ubrania. W innym miejscu zaparkowane auto nagle ruszyło i odjechało pozostawiając tylko kurz. Pomyśleć by można takie odludzie, nikt normalny tutaj nie będzie szedł :-)

Ok godziny 21:00 docieram do Wielopola Skrzyńskiego gdzie udaje mi się znaleźć otwarty Kebab. Jest jedzonko i jest picie :-) Do tej pory większość trasy prowadziła drogami szutrowymi, leśnymi i przez pola. Teraz pojawił się asfalt, którego monotonia zaczyna działać na mnie usypiająco.

Ciepła noc, a może zbyt mała ilość picia w trakcie dnia, powoduje że szybko wypijam niesiony zapas i w połowie nocy znowu bukłak świeci pustką. Podejmuję próbę jego uzupełnienia u imprezowej ekipy spotkanej przy trasie. W zasadzie impreza się już się skończyła, a ja trafiłem na "ostatnich walczących na placu boju". Moje negocjacje kończą się tylko niewielkim sukcesem w postaci jakichś dwóch szklanek słodzonego napoju. Niestety nie byłem w stanie się skomunikować zarówno słownie jak i gestami z blisko pięcioma kolejnymi osobami. :-) 

 Piąta rano - Kołaczyce jest sklep, ale czynny dopiero od 8:00. Nie pozostaje nic innego jak odbić z trasy do otwartej 24h/doba stacji Orlenu. Dokładam 3,2 km, aby zdobyć picie.

Liwocz – kaplica, wieża widokowa, krzyż i stacja przekaźnikowa..... na pewno dałoby się jeszcze coś zamontować :-)

Pasmo Brzanki i Liwocza zwłaszcza w jej leśnych fragmentach trasy jest najfajniejszym odcinkiem całej trasy. Niestety nawet tutaj trafiają się przeloty asfaltowe na których słońce daje ostro popalić.

Meta już niedaleko, a po drodze jeszcze bacówka "Na Brzance" gdzie już na 100% można się uraczyć zimnym napojem, o ile ma się przy sobie gotówkę, bo karty nie są akceptowane. 

Końcowa kropka znajduje się na stacji kolejowej w Siedliskach. Docieram do niej po 31 h 51 min przy wskazaniu dystansu przez Garmina - 146km. 

Pora na małe podsumowanie:

Pomijając okolice Brzanki na szlaku nie spotkałem żadnego turysty pieszego i tylko dosłownie kilku rowerzystów. Jak ktoś lubi samotne wypady to idealne miejsce. Widokowo - teren pagórkowaty, pola i lasy – całkiem przyjemnie.

DYSTANS

Po analizie zapisu GPS

  • dystans trasy - 133km

  • błędy spowodowane szukaniem szlaku – ok 6 km

  • odbicie z trasy po wodę - 3,2 km

  • pływanie GPS w postojach – 3,5 km

Zmiana przebiegu trasy (lub błędny track) spowodował, że korzystanie z GPSa stało się utrudnieniem. Ciągłe wyszukiwanie znaczków szlaku wymagało większej uwagi i wolniejszego przemieszczania się, zwłaszcza w nocy.

LOGISTYKA

Ogromnym problemem w formule self-support jest kwestia wody, a w zasadzie jej braku, pomijając opcję proszenia o wodę w mijanych gospodarstwach jedyne co zauważyłem to:

  • 39km – studnia z kranikiem

  • 42km – rzeka Wisłok lub 43km rzeczka Pstrągówka

  • 63km - Wielopole Skrzyńskie - sobota wieczór, święto - więc wszystko zamknięte za wyjątkiem Kebaba na rynku.

  • 92km – Kołaczyce – niedziela - sklep czynny dopiero od 8:00, 1,6km od rynku jest stacja 24h Orlenu.

  • 110km – Wisowa - sklepik wiejski, był czynny ale już nie miałem potrzeby korzystać,

  • 125km – Bacówka na Brzance

PODŁOŻE

  • Odcinek z Dynowa do Wielopola Skrzyńskiego - to w większości drogi szutrowe polne i leśne. Za wyjątkiem jednego mocno zarośniętego wąwozu - fajne biegowo.

  • Odcinek Wielopole Skrzyńskie – Liwocz – większość to drogi asfaltowe (za wyjątkiem wejścia na Bardo)

  • Odcinek Liwocz – Siedliska – fajne ścieżki leśne, niestety przerwane dwoma odcinkami asfaltowymi

Link do trasy:  Zapis trasy - GPX

Dla zbieraczy trofeów – za pokonanie szlaku można uzyskać od PTT Tarnów odznakę turystyczną „Szlaku Trzech Pogórzy”