Relacje

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Prawdziwy ultras - Bieg Rzeźnika

   Kiedyś musiał przyjść ten czas gdy powiem DOŚĆ!!! Ten czas właśnie naszedł ....
Więc ogłaszam wszem i wobec, że jeśli komuś jeszcze raz do głowy wpadnie, aby zapytać mnie czy biegłem Rzeźnika to odpowiedź jest taka: "TAK ***wa biegłem!!!"


PRAWDZIWY ULTRAS...
    Patrząc z perspektywy Polaka mamy do wyboru już całkiem sporą kolekcję biegów na dystansach ultra. Jeżeli tę perspektywę rozszerzymy na Europejczyka, co przy odrobinie chęci nie jest takie trudne, lista biegów rośnie w nieskończoność. Więc już blisko od pięciu lat pałętam się po różnych ultra-biegach. Byłem na imprezach zarówno małych - kameralnych oraz na tych wielkich; na łatwych, na trudnych i w Andorze. Kilka krajów, tysiące kilometrów, setki godzin. Na pytanie czym zajmuję się poza pracą mówię, że jestem ultrasem i..........w 99% przypadkach tu pada pytanie "biegasz ultra - a... to na pewno biegłeś Rzeźnika?" Negatywna odwiedź albo kończy rozmowę albo mina rozmówcy mówi sama za siebie jakim jestem ultrasem. Trzeba było w końcu zostać tym "PRAWDZIWYM" ultrasem. Biegową partnerką zgadza się zostać Ewa Skibida. Hiu co prawda dość nisko wycenia nasze szanse, ale kto by się przejmował niedowiarkami ;-P



NIGDZIE NIE JEST NAPISANE...  
   Praca, bieg, praca, bieg, praca .... o kolejny bieg za tydzień to już w Rzeźnik, ale ten czas przeleciał. Może by się tak cos przygotować. Na szybko zamawiam nowe Inov-8 Trail Talon 275, gdyż moja pierwotnie gorąca miłość do Hoka OneOne przeminęła bezpowrotnie gdy kolejny raz skasowały mi pięty. Buty docierają w środę (nawet poszedłem się w nich kawałek przebiec). W czwartek pakowanie sprzętu, drukowanie rozpiski i czytanie regulaminu. Są dwie rzeczy które zawsze czytam: regulamin i komunikat techniczny. Przecież trzeba wiedzieć co i jak aby potem nie mieć pretensji że się nie wiedziało. Wnioski po lekturze, limity czasu - znam, lista sprzętu obowiązkowego nie za duża - znam, dystans... hmm w regulaminie jest ok 80km, na tracku GPS 77km, na ITRA 84km - znam czy nie znam ciężko powiedzieć, ale jako podstawę przyjmuję regulamin. Szczegółów dopytam się w Cisnej w końcu to już XIV edycja więc pewnie wszystko im hula jak w zegarku.


   W sobotę odbieram pakiety i czekamy na Ewę i Hiu którzy mają dotrzeć ok 19:00. Po odprawie w planach powrót do Polany (mojej rodzinnej miejscowości) aby się przygotować i jeszcze trochę odpocząć. W bazie imprezy festiwalowa atmosfera, wszyscy się kręcą, odbierają pakiety, oglądają stoiska ze sprzętem i znoszą przepaki. Właśnie, nigdzie nie znalazłem informacji do kiedy należy oddać przepak więc profilaktycznie pytam osoby która odbiera pakunki czy w nocy przed odjazdem autobusów na start będzie je można zostawić? "Nigdzie nie jest napisane że nie będzie można" pada odpowiedź. Z nieba zaczyna porządnie lać, czekam na odprawę, która w zasadzie nie przyniosła nic nowego. Kwestia przepaku nie daje mi spokoju więc po odprawie podchodzę do szefa imprezy i zadaje to samo pytanie, "tak będzie można oddać w Komańczy przed startem". Ostatecznie pytanie zadałem jeszcze raz w nocy przed odjazdem autobusu, czy aby na pewno w Komańczy mogę go zostawić, i tym razem usłyszałem "nie w Komańczy to tylko depozyt". . No tak, nigdzie nie było napisane że nie można zostawić podobnie jak to, że można zostawić. Przekazujemy pakunki w ręce organizatora z nadzieją, że jeszcze je zobaczymy. Ostatecznie udało się w 50%, kijki trafiły tam gdzie trzeba, ale torba zamiast do Smereka wylądowała jako depozyt na mecie, pewnie kolor worków też miał znaczenie. Miało być jak w zegarku, kto jak kto, ale ja powinienem wiedzieć że zegarki też czasami się psują.



START!!!
   Komańcza, już daleka widać bramą z napisem META ;-P. Ruszamy o godzinie 3:00 sporo nas, ale na szczęście pierwszy etap to szeroka droga i nie ma przepychanki. O dziwo nie widzę żadnych oznaczeń trasy, więc usiłuję sobie przypomnieć czy gdzieś było napisane, że trasa będzie dodatkowo oznakowana. Ciekawe o czym jeszcze nie wiem, a co "nie jest nigdzie napisane". Wraz z pierwszym podejściem objawia się chyba największą trudność Biegu Rzeźnika. Nie jest to dystans, teren, przewyższenia czy czas. Myślę że największą trudnością jest praca zespołowa. Będąc silniejszym aż się prosiło aby przy każdym podejściu podpiąć Ewie hol. Kawałek elastycznej linki zdecydowanie ułatwiał partnerce podejścia pod górę przekazując część mojej siły. Nie musiałem się oglądać czy aby nie oddaliłem się za daleko, nie musiałem czekać na podejściach. Jeszcze bardziej efektowe użycie hola wzrosło gdy od Cisnej uruchomiłem przedni napęd (znaczy się kijki). Aż dziw że nie widzieliśmy nikogo kto by jeszcze stosował hol oprócz nas.



W Cisnej szybko odbieramy kijki z przepaku i ruszamy dalej... przynajmniej taki mieliśmy zamiar, bo dalej był mostek. Za nim kawałek skarpy którą trzeba było pokonać najlepiej przy użyciu kijków. Jednak ktoś wpadł na "genialny" pomysł aby rozwiesić kawałek liny. W efekcie sporo ludzi zamiast szybko pokonać przeszkodę bujało się trzymając kijki w jednej ręce a linę w drugiej. Tak zaliczyliśmy 15 minut bujania się na mostku oczekując w kolejce .



Na trasie do Smereka kolejny i nie ostatni raz spotykamy Jacek Deneka, który chyba jakimiś magicznymi sposobami potrafi tak szybko się przemieszać polując na biegaczy z aparatem. Zdjęcia jakie robi warte są każdego wysiłku aby się na nich znaleźć. Szybkie jedzonko na punkcie, spontaniczne rozmowy z ludźmi na trasie, kolejne kilometry mijały już bez większych atrakcji. Ostatecznie na metę wpadamy z czasem 15:36. Medal, zdjęcie, piwko...



WSZYSTKO LEKKO SIĘ ZMIENIA...
Napis na opakowaniu "nowego" piwa Rzeźnika można różnie interpretować. Pytanie w którą stronę te zmiany idą. Muszę sprawdzić to jeszcze raz ale już na normalnej trasie - Do zobaczenia w piątek na Rzeźniku Ultra 160.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz