Kto choć raz był na Rajdzie Dolnego Sanu to pewnie kojarzy
tą imprezę jako łatwą, szybką i przyjemną. Chyba, że akurat trafił na edycję
specjalną, gdzie Hubert Puka celowo lub pogoda bardziej przez przypadek
znacząco podnosi jej trudność. W tym roku można by powiedzieć że trafiła się kumulacja.
W 2013r. nagły atak zimy spowodował że samo dotarcie na bazę
rajdu było już dużym wyczynem. W tym roku było podobnie, może nie aż tak ekstremalnie
jak wtedy, ale kilaka osób zaliczyło DNS. Ostatnie lata odzwyczaiły nas od tego
że w zimie może padać śnieg i być ślisko, ale jednak SORRY TAKI KLIMAT :-)Płasko i szybko - z dotychczasowych 8 edycji na których byłem, tylko w 2014 czyli w Sanoku było pagórkowato. O ile mnie pamięć nie zawodzi po niej Hubert już nigdy nie miał robić trasy w takim terenie. Na szczęście trochę "wymiękł" i znowu można było się nie tylko wdrapać na jakieś wzgórze, ale nawet kilka jarów pozwiedzać.
Nocne godziny szybko mijają i o świcie przez most na Sanie
przechodzę na tereny misiodajne. Sprawdzam czy telefon z aparatem łatwo się
wyciąga. Jeleń... sarny... zające... drapieżne ptaki. chyba będę musiał na
mecie złożyć protest, nie było niedźwiedzi poza tymi na znakach :-(.
Zaaferowany szukaniem misia trochę się rozpraszam i wariant
z pk7 na pk8 nie wychodzi tak jak to sobie umyślałem. Trzeba jednak częściej
patrzeć na kompas.
Tuż przed ponownym przejściem przez San odrzucam propozycję
podrzucenia na metę przez miłego starszego pana który prowadził lub dokładniej
mówiąc ledwo trzymał się roweru. Kawałek dalej w lesie dowiaduję się od
traktorzysty że słabo biegnę.... oho chyba pierwsza trójka była tutaj już
dawno. Jeszcze tylko wizyta w sklepie na zaspokojenie głodu i lecę aby pokonać
jak najwięcej pozostałej trasy w blasku dnia.
Na metę ostatecznie zaglądam po 19 godzinach i 37 minutach. Garmin
wskazuje 104km i 2800 przewyższenia. Przede mną dotarły tylko trzy osoby, a za
mną cisza przez kilka godzin....
Mimo ciężkich warunków była to jedna z fajniejszych edycji
RDSa i mam nadzieję że jeszcze będzie okazja zawitać w okolice Pruchnika. Trochę żal, że pogoda skutecznie zniechęcała do częstszego wyciągania aparatu, bo zwiedzana okolica była naprawdę ciekawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz