Nie trzeba było długo czekać aby niedosyt towarzyszący mi po
powrocie z Portugalii zaczął mnie gnębić. Te brakujące 40km,
których nie udało się zrobić na OMD Viriatus musiało zostać gdzieś wybiegane. Zerkając w kalendarz szybko się okazało, że
lipiec o dziwo jest puściutki. W ruch
poszła więc maszyna wyszukiwania, ale jak na złość nic nie mogłem namierzyć. Coś co byłoby stosunkowo blisko, byłoby fajne
i z otwartymi zapisami. Tonący brzytwy się chwyta, więc już nawet zacząłem patrzeć na biegi 10km (ot desperacja :-(). Pomocna dłoń przyszła od portalu
runandtravel.pl, który na FB wrzucił informację o poszukiwaniach wysłannika na
Bojko Trail. Impreza miała być za tydzień w ukraińskich Bieszczadach. Dwie
szybkie wiadomości z pytaniami, jedna do
runandtravel.pl druga do naczelnego Zbója - Sławka. Odpowiedzi przychodzą
szybko, obie pozytywne.
KOCHANIE JEDZIEMY NA UKRAINĘ!!!
PRELUDIUM
Wciąż w wirze pourlopowej pracy, przygotowania do wyjazdu
zostały zredukowane do minimum. Jako, że Ukraina jest poza Unią Europejską i wjazd
do tego kraju jest bardziej skomplikowana sprawą, na początek szybka checklista
najważniejszych pozycji:
- paszporty - mamy
- zielona karta na auto - trzeba pojechać do salonu
- zgoda od właściciela auta - potrzebna wizyta u notariusza
- waluta - kupimy na granicy
- ubezpieczenie - mamy wykupione roczne (Bezpieczny Powrót)
- nocleg - trochę za późno na szukanie, bierzemy namiot
- sprzęt i jedzonko - z tym nie ma problemu
Sprzęt pakujemy w czwartek późnym wieczorem i ustawiając budzik
na wczesne godziny poranne próbujemy choć trochę wypocząć. Trasę dojazdu wybrałem nietypowo - przez Słowację i przejście
graniczne Vysne Nemeckie / Użhorod. Dystans i czas zbliżony do tras przez
polskie przejścia, ale w tym wypadku po ukraińskiej stronie do przejechania
tylko 110km. Wydaje się, że może być szybciej. Pokonanie samego przejście
zabiera 2h. Drogi po stronie ukraińskiej dużo lepsze niż oczekiwałem, no może
za wyjątkiem ostatnich 10km samego dojazdu do Żdeniewa. Atmosfera na bazie
sielankowa, temperatura 26 stopni, nic tylko wyłożyć się na leżaczku (których
nie brakowało) w słoneczku popijając chłodne złociste. Odbieramy pakiety,
krótka dyskusja z Anią odnośnie miejsc rozbicia namiotu. Ostatecznie stawiam na
swoim wybierając płaskie miejsce. Jeszcze szybkie jedzonko i pora szykować się do
trasy.
TRASA
Na Bojko Trail do wyboru mamy pięć tras:
- 10 km / +1000m przewyższenia
- 20+km / +/-1000m przewyższania
- 40+ km / +/- 2397m przewyższania
- 80+ km / +/- 3824m przewyższania
- 150+ km / +/- 8500 m przewyższania
Oczywistym jest, że jedyną sensowną dla mnie trasą jest
150km (jak nie ma dłuższej ;-)) . Start z Wołowca na Połoninę Borżawę, którą
trzeba zdobyć dwa razy, kolejno
przechodząc przez Boziowo dociera się do
Żdeniewa. Wejście na Pikuj i przejście grzbietem przez całe pasmo na północny
zachód. Powrót przez Roztoki i wejście na
Ostrą. Na deser pozostaje jeszcze pętla przez połoninę Równą aby zakończyć bieg
w Żdeniewie. Limit czasu na pokonanie całości 40h. Ania wybiera trasę 20+ km z Roztoki poprzez Ostrą
do Żdeniewa.
Po dotarciu do Wołowca po wyjściu z
autobusów czeka na nas kontrola sprzętu obowiązkowego. Potem wspólne zdjęcie i równo o godzinie 18:00 ruszamy. Z przyjemnie
ciepłego dnia zrobiło się bardzo parno.
Już na pierwszych kilometrach w tle słychać pierwsze odgłosy burzy, a wystarczy spojrzeć za plecy, aby ujrzeć jej oblicze. Jak zawsze zaczynam spokojnie, przed nami mozolna wspinaczka - w końcu na dziewięciu km trzeba pokonać 1000m podejścia.
Już na pierwszych kilometrach w tle słychać pierwsze odgłosy burzy, a wystarczy spojrzeć za plecy, aby ujrzeć jej oblicze. Jak zawsze zaczynam spokojnie, przed nami mozolna wspinaczka - w końcu na dziewięciu km trzeba pokonać 1000m podejścia.
Pokonawszy odcinek leśny ścieżka wbija się
na grań zbocza połoniny, którą nie opuści już bardzo długo. Tutaj nic nie
chroni przed coraz mocniejszymi porywami. Gdy wiatr, z początku orzeźwiający,
zaczyna przynosić pierwsze krople deszczu nie czekam i szybko zakładam kurtkę.
To była dobra decyzja.
Na listach sprzętu obowiązkowego praktycznie
każdego biegu górskiego jest coś takiego jak KURTKA. Ktoś powie ja nie potrzebuje, jestem twardzielem. Na Bojko
też byli tacy co jej nie wzięli (mimo, że była sprzętem obowiązkowym), dostali
30 minut kary, ale myślę, że to co ich spotkało na Borżawie było dużo większą
karą. Pogoda w górach może zmieniać się błyskawicznie, a nie zawsze jest się
gdzie schować. Gdy wiatr nie tylko próbuje zerwać z ciebie całe ubranie, ale
też zdmuchnąć Cię z grani, gdy deszcz nie pada, ale zacina w poprzek, gdy całe
ciało jest atakowane igiełkami gradu, a temperatura drastycznie spada, te
150-200g w plecaku może nie tylko uratować dupę, ale nawet zapewnić jako taki
"komfort" :-) Jeżeli chcecie biegać po górach, jeżeli chcecie brać
udział w ultramaratonach (zwłaszcza na długich dystansach) i cieszyć się
medalem na mecie - ludzie nie żałujcie na dobrą kurtkę, taką z kapturem i
podklejanymi szwami. WARTO ją mieć w plecaku !!! Naprawdę warto !!!
Przez blisko 15 km mieliśmy okazje
podziwiać piękno tej połoniny. Pomimo, że widoczność była mocno ograniczona po
prostu nie mogłem się powstrzymać, aby się zatrzymać i zrobić zdjęcie.
Tuz przed zmrokiem ponownie schodzę w las
rozpoczynając zbieg do głębokiej doliny, tylko po to aby ponownie wbić się na
Borżawę od strony wierzchołka Stij.
Pomału zaczynam łapać swój rytm. Jak to
zwykle bywa tuż po starcie większość zawodników mnie wyprzedziła, teraz
zaczynam ich doganiać. Przed północą doganiam zawodniczkę, która w mojej ocenia
ma poważne problemy. Jej latarka padła, a zapasowy akumulator czeka dopiero na
przepaku :( Już samo poruszanie się po ciemku na trasie jest bardzo trudne nie
wspominając o szukaniu oznaczeń. No niestety koleżanka nie ma wyjścia, do
najbliższego punktu będzie skazana na moje towarzystwo. ;-) Na jej szczęście
ciągle wieje wiatr, który mocno ograniczając komunikacje nie dał mi szans na
zanudzenie jej tematyką biegów ultra :-). Zanim dotrzemy do punktu na Płaju
ponownie mija nas wielu zawodników, znowu będę miał kogo ścigać. Koleżanka
pozostaje na punkcie czekając na świt, ciągle ma szanse na dotarcie na przepak
w limicie czasu, ale będzie to już bardzo trudne. Niestety za błędy się płaci -
światełko to obok kurtki również bardzo ważny przedmiot, a zapasowy akumulator
pomimo że waży dobrze mieć w plecaku. Długim zbiegiem opuszczam Borżawę.
O poranku zaczynam 800m podejście na Boziowo.
Górka o tyle fajna, że z jej szczytowych polan roztacza się widok zarówno na
połoninę Borżawę, gdzie byłem nie tak dawno jak i na trzy kolejne atrakcje
Pikuj, Ostrą i Połoninę Równą widniejące daleko przed nami. Widok przepiękny,
choć góry te wydają się być strasznie daleko i dla niektórych doganianych
przeze mnie zawodników widok ten nie był motywujący. Nasza trasa będzie
przebiegać niebezpiecznie blisko mety, łatwo wtedy zrezygnować. Lecz zanim
dotrę na kolejny punkt czeka jeszcze jedna atrakcja - przejście przez rzekę.
PIKUJ
Przed podejściem na Pikuj czeka na nas
punkt z przepakiem w Żdeniewie. Mimo, że staram się to zrobić szybko blisko 30
minut poświęcam na odpoczynek, przebranie się, uzupełnienie wody, zapasów i
jedzonko. Tuż przed wyruszeniem w dalszą drogę przebiegają przed nami zawodnicy
trasy 40km. Pikuj udaje się zdobyć całkiem sprawnie i pozostaje blisko 18 km
grzbietem, zaliczając kolejne mniejsze lub większe górki. Po drodze mijam punkt
w Żurawce gdzie rozchodzą się trasy 40km i 150km. Jak na tym odcinku mieszałem
się z zawodnikami z trasy krótszej to po rozejściu pozostaję sam. Jedynie na
horyzoncie pojawiają się jacyś pojedynczy zawodnicy których pomału doganiam.
Jest pięknie.
Kolejny punkt znajduje się w Roztoce,
jednak aby do niego dotrzeć trzeba jeszcze pokonać 9km szutrowej drogi. Oj, jak
ja nie lubię takich etapów. Lekko pod górę, kamienista, dziurawa ciągnąca się w
nieskończoność.
OSTRA
Pokonanie Ostrej zajmuje mi 2,5 godziny,
początkowo przez las wchodzi się na wierzchołek z którego rozciąga się panorama
na Pikuja i całe pasmo które przebyliśmy, z drugiej strony widok na ostatni
etap - Połoninę Równą. Za dnia udaje się
zbiec na przełęcz Perełuki gdzie znajduje się ostatni punkt (odwiedzany dwa razy) . Od tego miejsca nie goni mnie już
limit czasu.
POŁONINA
RÓWNA
Na tę ostatnią górkę podchodzę już w blasku
latarki. Kluczenie przez las w poszukiwaniu trasy wydaje się mozolne i wolne,
ale jest niczym w stosunku do betonowych płyt prowadzących na szczyt. Ten
stosunkowo niewielki odcinek wydaje się nie mieć końca, podobnie jak cały 22km
odcinek, którego przebycie zajmuje mi 5 godzin. Ponowna wizyta w punkcie na
Perełukach i nie pozostało nic jak zbiegać w kierunku mety. Ostatnie fragmenty jeszcze dają mocno w kość
kolanom. Gdy dobiegam do asfaltu niebo zaczyna błyskać sugerując, że należy się
pośpieszyć. Po 34 godzinach i 17
minutach docieram na metę. Jak to zwykle bywa na imprezach tego organizatora,
Sławek osobiście czeka z kieliszkiem, pasem i medalem . Z nieba zaczynają
spadać pierwsze krople deszczu.
EPILOG
Trzeba przyznać, że trasa Bojko Trail 150+ jest jedną z
najładniejszych na tego typu biegach (w porównywalnych górach) jakie widziałem do
tej pory. Może to dlatego że pochodzę z Bieszczad i miłe sercu są mi takie
widoki. Wielkie ukłony dla Sławka
Konopki za jej wymyślenie i całą organizację tego biegu. Sławek wysoko podnosisz poziom :-).
Wielkie dzięki dla runandtravel.pl nie tylko za podesłanie
pomysłu, ale również za pakiet. W tej chwili jesteście chyba jedyni którzy w
pełni ogarniają szeroko pojęty świat biegów górskich, ultra i o podobnej
tematyce.
Na koniec jeszcze jedno podziękowanie - dla Pani celniczki ze
słowackiej granicy ;-), która umożliwiła nam podczas powrotu, po 6 godzinach
stania na granicy, ponowne ładne zapakowanie auta, tuż po tym jak kazała
nam wszystko wypakować ;-). Następnym
razem do sprzętu obowiązkowego trzeba dorzucić dobrą i grubą książkę :-D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz