Relacje

niedziela, 29 lipca 2018

BIEGNIESZ BIEG 7 SZCZYTÓW??? -NIEMOŻLIWE, NIE WYGLĄDASZ JAK ZOMBIE


Różne opinie słyszałem na temat Biegu Siedmiu Szczytów (B7S), najdłuższej trasy Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich. Głównie przewijały się w nich hasła: łatwy, szybki, dużo asfaltu, a osobiście lubię raczej te długie, trudne, gdzie nie ma asfaltu więc Lądek Zdrój zawsze pozostawał gdzieś z boku. W tym roku postanowiłem to zmienić i przekonać się jaki naprawdę jest ten DFBG.
BIEGNIESZ BIEG 7 SZCZYTÓW??? -NIEMOŻLIWE, NIE WYGLĄDASZ JAK ZOMBIE

B7S jest najdłuższą trasą całego festiwalu o parametrach: dystans 240km , 7670 D+, limit czasu 52h. 
Startujemy o 18:00 wspólnie z trasą Super Trail 130 z Lądka-Zdroju. Pogoda nie może się zdecydować - czy ma padać czy nie, podobnie jak ja - czy ubierać kurtkę czy nie. Ostatecznie ruszam w niej, aby dość szybko jednak się rozebrać. Etap pierwszy do Długopola-Zdroju biegnie się bardzo fajnymi ścieżkami leśnymi, trochę podjeść, trochę kamieni, miejscami trochę więcej błota, ogólnie wszystko to co powinno być w biegu górskim. W trakcie nocy zaczyna padać, ale jest na tyle ciepło, że potraktowałem to bardziej jako schłodzenie i orzeźwienie niż jako przykrość na trasie. Większym problemem była mgła, która mocno utrudniała nawigację - trzeba było się pilnować, aby nie robić gratisowych kilometrów. Nie jest źle pomyślałem, przesadzali z tymi asfaltami.

Nie chwalić dnia przed zachodem... to jednak dobra zasada, od przepaku w Długopolu większość trasy to drogi asfaltowe i szutrowe. Całe szczęście, że słońce postanowiło nas jednak oszczędzić chowając się trochę za chmurki. Moją głęboką niechęć do tego typu odcinków uspokajają przepyszne pierożki na Rzeźnickim punkcie w Spalonej, niestety tylko na chwilę. Rundka honorowa przez Duszniki-Zdrój i można myśleć już o kolejnym przepaku w Kudowej-Zdroju.

Zabawa zaczyna się zawsze od półmetku, leżę na trawce w Kudowie-Zdrój (130km), stopy dostają chwilę zasłużonego oddechu, ja w tym czasie sprawdzam wyniki 76/239 nawet nieźle, ale plan jest zmieścić się na mecie w pierwszej 50tce. 
Droga do Pasterki dłuży się niemiłosiernie, Fenix wciąż zawyża dystans :-( (okazało się, że nie uruchomił się moduł GPS i liczył tylko na podstawie czujnika ruchu). Trzeba się śpieszyć, aby przejść przez Szczeliniec jeszcze za dnia i zanim dogonią mnie zawodnicy z trasy K-B-L. Wąskie przejścia między głazami już wystarczająco utrudniają poruszanie się, a zawodnicy z trasy krótkiej będą mieli jeszcze sporo energii, by się przepychać do przodu. Po wyjściu ze skał zaczynam wyprzedzać innych zawodników, dystans lub chyba bardziej - druga nieprzespana noc zaczyna im doskwierać mocniej niż mi. 

Ścinawka - już z daleka słychać muzykę, a w niebo co chwilę błyskają światła. Słyszałem, że ekipa z Opola zrobiła niezłą imprezę, ale to co ujrzałem przerosło moje oczekiwania. Wielki namiot, w którym wolontariusze z pieśnią na ustach ochoczo się zajmują i motywują zawodników. Takie coś daje niezłego kopa. Jeszcze chwila na krótką pogawędkę z Jarkiem Haczykiem i pora ruszać dalej.

 
 

 

Zawodnicy z K-B-La zaczęli wyprzedzać mnie kawałek za Szczelińcem, o świcie dogania mnie Rafał Kruzel, jak na mocno kontuzjowanego porusza się szybko, znaczy się wraca do zabawy :-). W takim towarzystwie kolejne kilometry zaczynają uciekać zdecydowanie szybciej. Sobotnie słońce nie jest już tak łaskawe, żar lejący się z nieba zniechęca do szybszego poruszania się, zwłaszcza, że na przepaku wskoczyłem do pierwszej 50-tki zawodników. 
Tuż przed ostatnim punktem nasza trasa zbiega się z trasami krótkimi, co chwilę uskakuję w bok puszczając "sprinterów", głupio by było być zdeptanym na kilkanaście km przed metą. Za to ostatnie podejście jest okazją do pogawędek z tymi wolniejszymi z tras krótszych. Słowem przewodnim tego odcinka jest "ZOMBIE". Nie wiem czemu, ale w ich oczach osoba kończąca dystans 240km powinna wyglądać jak zombie, a że ja tak nie wyglądałem to było wielce podejrzane. Do trzech razy sztuka, nie dam się sprowokować, spokojnie dotruchtam sobie do mety w towarzystwie Rafała.


DAJESZ! DAJESZ! JUŻ NIEDALEKO! DASZ RADĘ!... takie słowa usłyszałem od zawodnika trasy 68km. No nie, to już czwarty raz, czy ja wyglądam na takiego co by nie dał rady?... A miałem nie dać się sprowokować, ostro przyśpieszam i tymi samymi słowami zachęcam przeciwnika do szybszego truchtu. Podejmuje wyzwanie, ale wciąż nie jest w stanie mnie dogonić. "ILE MASZ KM? 68? JA MAM PRAWIE 3,5 RAZA WIĘCEJ, ŚCIGAMY SIĘ, DASZ RADY?". No cóż, nie dał rady więc zostawiam go z tyłu i na pełnym gazie wpadam na metę. Zmieniając buty na przepaku zapomniałem przepiąć chipa, więc muszę się odbić ręcznie po numerze startowym, chwilę to schodzi. Na pytanie który jestem pada odpowiedź 50ty. Plan wykonany w 100% :-) Ostatecznie w wynikach jednak jestem 48 z czasem 47h 08min.
 
Jaki jest DFBG? Sam festiwal - super, trasa B7S nie do końca w moim typie. Były fragmenty, które bardzo mi się podobały, ale były też takie na które nie mam ochoty wracać.

DFBG to nie tylko bieganie, to przede wszystkim festiwal na który zjeżdżają się ultrabiegacze z całej Poski. Jest t o jedna z nielicznych okazji, gdzie można pogawędzić w tak dobowym towarzystwie.

 ·         Klub wariatów - jedyne takie zdjęcie. Jak by ktoś chciał zapytać o jakiś bieg ultra z przedziału 100-600km, to na 99% jedna z tych osób go biegła lub będzie w niedługim czasie.
 

·         Rafał Bielawa jest wielki nawet na zdjęciach, a ja jak zwykle kurdupel :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz