Sobota rano docieram na bazę i tu już na dzień dobry pozytywne zaskoczenie....... baza już otwarta i przygotowana na wydawanie pakietów startowych. Herbatka przygotowana, foteliki w sali kinowej czekają, wesoła atmosfera :-) wizja chomika chowa się gdzie w otchłaniach umysłu. W oczekiwaniu na odprawę i start salka kinowa zapełnia się zawodnikami. Pojawiają się znajome twarze i pozostały czas mija szybko. Odprawa i wszyscy przenoszą się na linię startu.
Godzina 12:00 - ruszamy. Strategia prosta - przede mną 24 godziny w trakcie których zamierzam pod górę napierać, a z góry naparzać. Organizatorzy dobrze "zadbali" aby trasa biegu była odpowiednio zaśnieżona, więc nie pcham się na starcie do przodu aby oficjalnie "nie przeszkadzać szybszym zawodnikom", a w domyśle dać wykazać się innym w jakże przyjemnej sztuce torowana drogi w śniegu. Druga sprawa że cześć z tych zawodników startuje w zespołach i po pierwszej rundce będą mieli odpoczynek w przeciwieństwie do zawodników solo. Po ok 1,5 km drogi wchodzimy na ścieżkę która zaprowadzi nas na szczyt. Idąc w szeregu zawodników po 1:40h docieram do schroniska, majestatyczna rundka wokół stolika i zaczyna się zbieg. Odcinek w dół jest pełen atrakcji ale o tym później. Po około godzince trasy w dół pierwsza pętla się zamyka. Krótka chwila na wyciągniecie mp3 i ruszam ponownie.
Zgodnie z przewidywaniem tym razem szlak jest pięknie udeptany. Kilometry szybko lecą zgodnie z zasadą, że trasę znaną pokonuje się szybciej. Docieram do ławeczki na szczycie, rzut oka na zegar i zdziwienie?? Tym razem trasa zajęła 2h :-( zbiegam na dół. W pobliżu końca pętli GLS leżący w plecaku chyba się połapał że tym łazimy w kółko, i musiało być było to dla niego tak wielkim szokiem że nagle postanowił wyznaczyć własny wariant trasy (ciekawe bo nigdy się tak nie zachowywał, a nie wygląda aby stracił zasięg). Po zakończeniu tego okrążenia postanawiam zrobić przerwę na jedzonko. Wpadam na bazę.........i ponownie w trasę udało mi się wyrwać dopiero po 46 minutach. Zdecydowanie za długo siedziałem na bazie, ale taka fajna atmosfera tam była, a na trasie...........nic nowego.
Trzecia rundka pokazała że trzeba zmienić strategię, dalej pod górę napierać, ale z góry to już spieprzać ile fabryka daje. W trakcie gdy ja beztrosko marnowałem czas na bazie, na trasie wiatr pracowicie zawiewał ścieżkę. Tym razem podejściu towarzyszyły mi myśli o fajnej ciepłej bazie która została za plecami, o ścieżce którą szlak trafił i o jakimś chomiku co zapiernicza w kołowrotku. W rytm łapek chomika docieram do ławeczki. Rundka wokół niej i pora na bliższe przyjrzenie się trasy w dół. Aby się nie nudziło zawodnikom organizator zapewnił kilka atrakcji. Po okrążeniu ławeczki i krótkim zbiegu rozpoczynał się swoisty odcinek specjalny. Na dzień dobry trzeba było się pokłonić kłodzie (z ładnie mrugającym światełkiem), za nią wyrąb z zamiecią w której tak wiało, że nie widać było śladów zawodnika idącego 100m przede mną. Poniżej ostry zakręt w lewo i chwilę później odcinek zjazdowy. Aby nie było za łatwo w połowie odcinaka zjazdowego dwie przeszkody jedną trzeba przeskoczyć drugą pokonać pod spodem. Chwila wytchnienia i ponownie na trasie mamy odcinek zjazdowy - tym razem slalom między drzewami. Na zakończenie jeszcze jeden zbieg który zdecydowanie nie podobał się moim kolanom. Mostek, start/meta i..........schodzę do bazy na uzupełnienie picia. Pierwotnie szybki odpoczynek znowu się przeciąga, tym razem za sprawą bardzo kulturalnego pieska który dotrzymał mi towarzystwa w trakcie jedzenia. Makaronik dla mnie makaronik dla pieska, makaronik dla mnie................ 30 minut uleciało.
Kolejne rundy były już rutyną. Znając na pamięć trasę staram się ją pokonać tak szybko na ile pozwalały nogi. Ambitny plan 8 okrążeń padł już po pierwszym kółku. Po zabalowaniu na bazie w trakcie przerw także wariant 7 okrążeń też był mocno zagrożony. Zbiegając szósty raz liczyłem czas. Z jednej strony wiedziałem że mam go jeszcze na jedno okrążenie, ale z drugiej strony znowu włazić na tą samą górę...............nuda..........podejmuje decyzję. Starczy, oddaję chipa i schodzę na bazę. W głowie słyszę głos chomika CIENIARZ!!!!
Ostatecznie zrobiłem 6 okrążeń, GPS wskazał 93 km, 5880m podejść, miejsce 23 na 114 zawodników.
Organizacyjnie impreza przygotowana super, atmosfera na bazie, jedzenie , picie, medale, obsługa.
Trasa oznakowana bardzo dobrze, poprowadzona ciekawie - czy się podobała to już zależy od upodobań, nie przepadam na ganianiem w kółku, ale w końcu na tym te zawody polegały.
Czy pojadę jeszcze raz? Na imprezę tych organizatorów na pewno, na Zamieć nie wiem............chyba że za rok znowu zobaczę: 24H Ultramaraton, wyślę zgłoszenie i dopiero w aucie przyjdzie olśnienie......... cholera przecież tutaj się biega w kółko..........ale wtedy będzie już za późno.
Profil Trasy